27-03-2016 świąteczna niedziela w Mieroszowie

Mimo wielkich zapowiedzi w świąteczną niedzielę Mieroszów przywitał mnie stosunkowo pusty. Idąc na start miałem jednak coraz większe obawy, czy silny wiatr pozwoli tego dnia polatać. Ekipa z Jodłownika wybrała Kudowę, ale Ja znowu mam zaplanowany wieczór i szkoda mi było czasu na dojazd do Kudowy. Mieroszów to też większe pole do polatania, jeśli nie ma czasu na oderwanie się od górki, więc wybór raczej był oczywisty.

Na starcie raczej nie było lepiej i przez pierwsze pół godziny nikt nie kwapił się ze startem. Dopiero trzech czechów, bez większego zastanawiania oszpeiło się i jeden po drugim wystartowali. Mimo, że było widać, że w powietrzu miodu nie ma, to był to dla mnie sygnał aby wyjąć skrzydło z worka. Prognoza dawała szanse na lekkie osłabienie w dalszej części dnia, a czesi dawali radę i pomału, ale jednak przesuwali się przodu na przedpole. W między czasie rozłożył się tandem, Marcin i Adam, więc było już jasne, że coś tam się powinno dać polatać.

Start jakoś wyjątkowo mi nie szedł. Gdy czekałem aż odpali tandem, silny wiatr tak pozawijał mi glajta, że straciłem dobre pół godziny zanim z trudem rozplątałem linki. Wychodzi na to, że trochę odwykłem od mocnych warunków na Mieroszowie i z tond chyba ta moja niepewność na początku sezonu.

Ostatnia próba startu poszła już gładko i szybko udało się zrobić przyzwoitą wysokość. W powietrzu okazało się, że pomijać siłę wiatru nie jest najgorzej, a wręcz prawie (prawie raczej przez duże P ) laminarnie.

Przez cały dzień poza jednym piątkowym kominem, który mnie brutalnie wypluł nie przypominam sobie jakichś istotnych problemów. Pierwszy dolot do anten poszedł dość sprawnie, jednak silne duszenie zatrzymało mnie i zawróciło na ostatniej dolinie przed Szpiczakiem. Powrót odbył się szybko ale dość nisko, tak jak i drugi atak na anteny, które za drugim razem zostały już zdobyte. Ponowny powrót już na przyzwoitej wysokości jednym zjazdem. Potem już tylko zabawa nad startem i delektowanie się czasem, który można było spędzić w powietrzu.

Na koniec pierwsza w życiu próba przekroczenia doliny Mieroszowa i chyba doświadczenie z Bassano przyniosło efekty, bo udało się też wrócić bez większych problemów.

Podsumowując mogę powiedzieć, że super dzień na Mieroszowie. Mimo silnego wiatru udało się fajnie polatać i zrobić też niezły wynik. Wiosna zaczęła się na dobre, a jutro jest nadzieja na powtórkę.

powrót